LOGO

Historia jednego zdjęcia – Licancabur

22 września 2008. Boliwia. Wstałem o 3:30 nad ranem, w pokoju były 2 stopnie Celsjusza. O ile można to nazwać pokojem – spaliśmy na wysokości 4500 m n.p.m w niewielkim budynku bez ogrzewania i bieżącej wody. Właściwie, z uwagi na wysokość i okropne zimno, nie spałem całą noc. Przed wyjściem zjadłem jeden placek kukurydziany i popiłem smolistą kawą. Ruszyliśmy o 4:00.

Było totalnie ciemno, najbliższe sztuczne światła były w odległości 33 kilometrów, już po chilijskiej stronie granicy. Pięć minut później samochód zatrzymał się – tutaj znajduje się początek naszej wspinaczki.

Po trzydziestu krokach chciałem zawrócić, pękała mi głowa i nie mogłem oddychać. Nasz boliwijski przyjaciel Humberto zachęcał mnie do walki. Wziąłem termos z kawą i zamiast się napić, to oblałem się nią, przy okazji dotkliwie się parząc. Energia od razu wróciła.

Wspinaliśmy się mozolnie, idąc jeden za drugim z latarkami na czołach. W tej mrocznej, bezwietrznej, ale niemożliwie zimnej nocy musieliśmy wyglądać jak zjawy. Dokładnie pięć zjaw: lokalny przewodnik, wyglądający jakby miał 100 lat, Humberto, któremu uśmiech nie schodził nigdy z ust i trójka dużo gorzej przygotowanych do wysokogórskiej wspinaczki śmiałków z Polski.

O 6:00 zrobiło się widno i przepięknie. Już dawno zapomniałem o trudnym początku. Słońce zaczęło malować okoliczne góry i doliny wszystkimi odcieniami pastelowych barw. Po drodze minęliśmy krzyż ustawiony na pamiątkę śmierci turystki z Czech. W połowie drogi, na wysokości 5200 m n.p.m. byłem już przekonany, że to najpiękniejsze miejsce, w jakim dotąd byłem.

Na szczyt, znajdujący się na wysokości 5917 m n.p.m., dotarliśmy o 12:30. Mimo ośmiu godzin wspinaczki i niemal 1500 metrów różnicy wysokości, jaką pokonaliśmy, wcale nie czułem się zmęczony. Na szczyt dosłownie wbiegłem. Spędziliśmy na nim z pół godziny, podziwiałem świat i zrobiłem kilka zdjęć (między innymi właśnie to), po czym zaczęliśmy zejście. Na dół dotarłem o 16:30, po dwunastu godzinach od startu. Zmęczony, ale nie wyczerpany. I jakże radosny.

lokalizacjagranica boliwijsko-chilijska
statyw/z rękiz ręki
ISO100
przesłonaf14
czas naświetlania1/60s

Szukasz kogoś, kto wykona dla Ciebie sesję krajobrazową? Sprawdź jak wygląda współpraca ze mną.

Copyright © 2022 arekphotography.com