22 lutego 2014. Pobudka była znów trudna. Mimo dwóch dni w Sydney i jednego pełnego dnia w Nowej Zelandii jet lag nie odpuszczał. No ale w końcu mieliśmy równe 12 godzin różnicy czasu w stosunku do Polski. Plan dnia odwróciliśmy zupełnie do góry nogami, wstawaliśmy wtedy, kiedy nasze rodziny kładły się spać. Czuliśmy się jakbyśmy naprawdę chodzili po kuli ziemskiej głową w dół.
Jednak adrenalina związana z tym, że jesteśmy w Nowej Zelandii i przed nami tyle niezwykłych miejsc, bardzo pomagała. Zjedliśmy śniadanie, zwinęliśmy namiot i ruszyliśmy w drogę. Opuściliśmy Dunedin, drugie co do wielkości miasto na Wyspie Południowej, i pojechaliśmy poszukać pięknych krajobrazów i niezwykłej fauny na półwysep Otago. Jak to zwykle bywa, spędziliśmy tam zdecydowanie więcej czasu niż pierwotnie planowaliśmy i było już grubo po południu, kiedy ruszyliśmy w kierunku naszego kolejnego noclegu, a do przejechania zostało nam jeszcze niemal 300 kilometrów.
I właśnie kiedy opuszczaliśmy rejon Dunedin, zobaczyliśmy tę jedną z najpiękniejszych nowozelandzkich plaż. Wszystko komponowało się idealnie: pionowe klify, spalona słońcem trawa, niebo i turkusowa woda. No i ścieżka prowadząca w dół. Uchwycony krajobraz wyglądał jak gotowa lokalizacja jakiegoś bajkowego filmu.
Odnaleźliśmy wejście do tunelu, który prowadzi stromo w dół na plażę i od którego plaża wzięła swoją nazwę. Na poziomie Oceanu było równie magicznie jak wyżej. Potężne fale przewalały się przez wystające z wody skały, a ciepła woda obmywała nam stopy. Zawsze brakuje czasu na to, żeby na dłużej pozostać w raju… Ruszyliśmy na północ.
lokalizacja | 7,5 kilometra na południe od Dunedin, Nowa Zelandia |
statyw/z ręki | z ręki |
ISO | 100 |
przesłona | f9 |
czas naświetlania | 1/80s |
Szukasz kogoś, kto wykona dla Ciebie sesję krajobrazową? Sprawdź jak wygląda współpraca ze mną.